Kamila Posobkiewicz
Rozdział 4 Tajemnicza wiadomość
W Trelandii wszyscy czekali na znak od braci.
Czy człowiek o wrażliwym sercu, który przyśnił się wodzowi, podejmie się zadania
i pomoże Trelinkom dotrzeć na Półwysep Wichrów?
Mieszkańcy osady właśnie
odbudowali swoje domki z kamyków, szyszek, patyczków i liści. Nazbierali też
trochę orzechów i żołędzi. A młode Trelinki uzbierały liście i starannie
ułożyły na wielkiej gromadzie. Będą potrzebne jesienią, aby ocieplić ich domki i zimowe legowiska. I choć Trelinki nie zapadały w zimowy sen, niechętnie
wychodziły ze swoich domków w czasie mroźnych dni. No chyba, że była taka
konieczność, jak wtedy, gdy po raz
pierwszy napadł na ich osadę Korkol. To było właśnie w zimowy dzień. Zaczęło
się od okropnych krzyków mew, które zebrały się na przyprószonej śniegiem plaży. Tamtej zimy mieszkańcy Trelandii nie byli tak czujni jak zwykle i nie zorientowali się,
że mewy zwiastują niebezpieczeństwo. Siedzieli spokojnie w domkach otulonych
czapami śniegu i czytali książki lub grali w sudoku, gdy nagle coś zatrzęsło,
zaszeleściło i zahuczało. To zaatakowały mewy i lecący na jednej z nich Korkol.
Oczywiście ptaszyska wrzeszczały przy tym okropnie, ale nie wszystkie Trelinki
je słyszały. Miały bowiem w uszach korki z żołędzi, aby nic nie rozpraszało ich
przy czytaniu, bo ich świetny słuch potrafił wyłapać nawet szmer.
Przez napaść szczura leśne istoty zostały pozbawione
zapasu jedzenia, czyli ulubionych orzechów, jagód i suszonej jarzębiny. Smutny był
to dzień. Zwykle wesołe Trelinki płakały rzewnymi łzami.
Kiedy trzej bracia wysłali do osady wiadomość,
że Pan Titido podejmie się zadania, w Trelinki wstąpiła na nowo nadzieja.
Pan Titido zaczął przygotowania do podróży. Włożył
do torby szczoteczkę do zębów i pastę, krem przeciwsłoneczny, ulubione pachnące
mydło i oczywiście kilka ubrań na zmianę. Według niego wyprawa powinna potrwać
najwyżej kilka dni. Na Półwysep Wichrów nie było daleko, przynajmniej dla
niego.
Tymczasem
kot Tito odpoczywał w nasturcjach i przyglądał się maleńkim pszczołom.
Dziadek Wiktora hodował je w ulach. W ogrodzie Pana Titido było ich bardzo wiele, bo chyba polubiły jego nasturcje i
lawendę.
Tito musiał oswoić się z myślą, że nadchodząca wyprawa będzie związana z wodą. Jak
na prawdziwego kota przystało, nie przepadał za kąpielami, tak naprawdę trochę
bał się wody. Oczywiście chętnie obserwował fale z bezpiecznej odległości, wylegując się na kocu na plaży, ale do wody raczej nie wchodził. Dawniej, kiedy jeszcze
był młodym kociakiem, często podróżował z Panem Titido. Widział już wysokie
góry i dalekie oceany. Jedna podróż przywiodła ich nawet daleko, na Gorącą Wyspę, na której mieszkali ludzie koloru kakao i żyły śmieszne zwierzęta
z długimi ogonami.
Z zamyślenia wyrwał kota nadlatujący ptaszek.
Była to jaskółka, która przysiadła na parapecie i zaczęła się rozglądać dookoła. Tito
zauważył, że przybysz ma coś na szyi. Chwilę jeszcze poobserwował ptaka, po
czym wstał i podszedł do okna.
- W czym ci mogę pomóc, jaskółko?- zapytał. Ptak
się nieco wystraszył, ale nie odleciał. Rozejrzał się, po czym rzekł do
kota.
- Szukam kogoś.
- Tak? A wiesz, jak się nazywa?- ciągnął kot. Jaskółka
zawahała się.
- Mój magiczny kamień
wskazuje na ten dom- odrzekła tajemniczo jaskółka.
Kot bliżej przyjrzał się ptakowi i zobaczył, że
ma na szyi cienką obrożę z małym złotym kamykiem. Wy już wiecie, że nazywał się
on Heliodon. Taki sam miały Trelinki.
- Chyba wiem, kogo szukasz- domyślił się Tito. –
Zaczekaj chwilę, nie odlatuj.
Kot wbiegł
do domu i zastał Pana Titido studiującego mapę.
- Mamy kolejnego gościa- zaczął Tito- Chyba
poszukuje ciebie.
- Ach tak? Prowadź do niego- Titio pośpieszył na
spotkanie, ale gdy podszedł do okna, na parapecie nikogo już nie było.
- Gdzie ten gość, kocie?
- Hmm, przed chwilą tu była… jaskółka. Miała
obrożę ze złotym kamykiem i szukała mieszkańca tego domu.
- To ciekawe...- Titido podszedł bliżej parapetu i
ujrzał nieduży liść o bardzo nietypowym kształcie. Dostrzegł na nim nakreślone znaki.
- Kocie, to chyba jest wiadomość dla Trelinków- zauważył.-
Zobacz, to znaki w innym języku. Nie potrafię ich odczytać- stwierdził mężczyzna.
- Rzeczywiście, widzę jakieś bazgroły- odparł
kot i wszedł do domu.
Trzej bracia dokładnie przyjrzeli się wiadomości
i wyszeptali do siebie coś w nieznanym języku, zapewne trelińskim. Byli poruszeni i zdenerwowani.
- Czy coś się stało?- zapytał Pan Titido, nie
mogąc wytrzymać już dłużej tego napięcia.
- Niestety, tak- odpowiedział zmartwiony Timsa.
- Czy znów Korkol najechał na wasza osadę?-
domyślał się mężczyzna.
- Jeszcze nie, ale musimy się pośpieszyć-
ciągnął Ronin.
- Dostaliśmy wiadomość, że Korkol planuje atak-
dodał Sulim – i to nie sam, ale z oddziałem pająków, którymi dowodzi admirał
Dręcz. To zły pająk. Jest duży i włochaty.
- Brrr...- kot wzdrygnął się na te słowa.
- Jeśli się nie pośpieszymy i nie wrócimy na
czas z eliksirem, zniszczą całą nasza krainę.- westchnął Timsa.
- Ojejej- zmartwił się Pan Titido- nie możemy do
tego dopuścić. Zaraz sprawdzę, w jakim stanie jest nasz środek transportu. Kocie,
a ty sprawdź prognozę pogody na jutro.
- Nie możemy czekać do jutra- zaprotestował
Sulim- trzeba ruszać natychmiast.
- Nie wiem, czy się to uda, ale zrobię wszystko, co w mojej mocy- obiecał
Titido, który czuł powagę sytuacji.