Kamila Posobkiewicz
Rozdział 5 Przygotowania do wyprawy
Plecak
Wikiego był dość pokaźnych rozmiarów, jak na jego niewielką osóbkę.
Jednak to nic dziwnego, gdyż chłopiec zapakował do niego wszystko, co według niego niezbędne
na wyprawę. Książki o dinozaurach, klocki, kilka metalowych autek no i ukochany miś. Prawie nie było miejsca na szczoteczkę do zębów i piżamę! A wiecie na pewno, że to bardzo pożyteczne rzeczy w podróży.
Chłopiec niemal gotowy do drogi postanowił
jeszcze odwiedzić sąsiadów.
Wszedł do ogrodu i zawołał.
- Panie Titido, dzień dobry!- jednak w ogrodzie
nikogo nie było. Wiki podszedł do domu, zajrzał przez okno i zastukał w szybę.
- Halo, dzień dobry!- na wszelki wypadek
powtórzył. I tym razem nikt mu nie
odpowiedział.
- Czyżby pojechali beze mnie?- zasmucił się
na myśl, że nie weźmie udziału w takiej podróży. I już chciał wrócić do domu,
gdy usłyszał jakiś hałas.
Wszedł do środka. Przez chwilę jeszcze
nasłuchiwał, by dowiedzieć się, skąd dobiegają dziwne dźwięki. A dochodziły z piwnicy. Fikus, który przywędrował za chłopcem, od razu tam pobiegł.
Piwnica to dość tajemnicze miejsce. Nie
wszystkie dzieci lubią w niej przebywać. Zwykle panuje tam mrok i chłód, a
czasem nawet można się o coś potknąć.Jednakże w domu Pana Titido i kota Tito piwnica
była zupełnie inna.
Na ścianach wisiały zdjęcia z podróży, obrazki i
mapy. W kątach stały różne przedmioty przywiezione z wypraw na pamiątkę. Jak na
przykład figurka słonia. Stały też regały z książkami. Właściwie piwnica
przypominała bardziej bibliotekę albo muzeum. Byliście już kiedyś w muzeum? To
miejsce, w którym można oglądać różne ciekawe eksponaty. Przeważnie, niestety, nie można ich dotykać. W piwnicy
Pana Titido moglibyście dotknąć prawie
wszystko.
Wiktor przyglądał się temu miejscu z
podziwem. Nigdy wcześniej nie widział
tylu pamiątek. Szedł powoli przez niemal labirynt wspomnień gospodarzy.
Wreszcie na końcu korytarza, po lewej stronie
zobaczył otwarte drzwi, zza których dobiegał hałas. Jak się domyślacie, był tam
Pan Titido i jego kot. Obaj bardzo zajęci, nawet nie dostrzegli chłopca, który
stanął w drzwiach i przyglądał się temu, co robili.
Wyglądało na to, że Pan Titido coś naprawiał.
Trzymał w ręku młotek i pochylał się co
chwilę nad deskami. Tito natomiast podawał mu gwoździe.
- Wiesz, kocie, jeszcze kilka gwoździ i będzie
gotowe. – Wiki usłyszał głos mężczyzny.
- Tak, wygląda całkiem dobrze- przytaknął Tito.
- Stęskniłem się już za nim- dodał z
rozczuleniem Pan Titido.- Tyle przeżyliśmy razem przygód!
- Tak, tak...-westchnął kot i podał kolejny
gwóźdź.
Wiki postanowił już się ujawnić, cicho chrząknął
i zaczął mówić.
- Dzień dobry!
- Och, przestraszyłeś mnie Wiki!- Pan Titido i
kot nie spodziewali się nikogo w piwnicy.- Nie słyszałem, że przyszedłeś. Dzień dobry!
- Przepraszam- odparł chłopiec, który wiedział,
kiedy należy użyć tego magicznego słowa. - Zobaczyłem zapalone światło i
słyszałem hałasy, więc tu przyszedłem.
- Dobrze, dobrze. Prawie skończyliśmy. Zobacz! –
mężczyzna wskazał na coś dziwnego, co zapewne miało służyć do pływania.- Podoba ci się?
- Taak...- odpowiedział niepewnie chłopiec.- A co to
właściwie jest?
- To nasz środek transportu na Półwysep Wichrów-
dodał Tito, który zabrał się za malowanie.
- Wygląda dość nietypowo…- Wiki nie wiedział, co
o tym myśleć.
- Zgadza się, to jest nietypowa łódka, nazywa
się czółno. Przywieźliśmy ją z podróży po Wielkiej Rzece.- wyjaśnił Titido i
popatrzył na czółno z sentymentem.
- A pomieścimy się?- chłopiec nie miał pewności,
czy jego bagaż nie będzie musiał zostać w domu. Mężczyzna się uśmiechnął do
chłopca, poprawił okulary i podrapał w brodę.
- Spróbujemy!- odparł.
Temu wszystkiemu z kącika przyglądała się mała, szara myszka. Jednak nikt nie wiedział jeszcze o jej istnieniu.
W tym samym czasie na piętrze w pokoju Trelinki studiowały mapę okolicy,
sporządzoną w języku trelińskim. Było na niej mnóstwo znaków, kresek i plam.
Półwysep Wichrów wydawał się na niej miejscem bardzo odległym. To nic dziwnego,
przecież Trelinki były wielkości długopisu lub kredki, więc wszystko dla nich
było o wiele większe niż dla ludzi.
Trelikowi bracia jeszcze nigdy nie byli razem na
wyprawie. Zwykle w podróż wyruszał Sulim. Był więc najbardziej doświadczony z całej
trójki. Przyjrzał się mapie i stwierdził.
- Popłyńmy tędy, przez Cichy Potok. Potem dopłyniemy
do Rzeki Błękitki, dalej do Bursztynowej Zatoki- palcem wskazywał drogę.
- A czy to nie jest zbyt długa trasa?- wtrącił
Ronin, który nie miał może tyle doświadczenia w podróżach, ale dobrze rozumiał
mapy. Miał też dar słowa, który otrzymał podczas przyjścia na świat od
magicznego drzewa.
- Sądzę- ciągnął Ronin- że lepiej będzie
popłynąć od drugiej strony. Popatrzcie na mapę. Tu są zaznaczone niebezpieczne
miejsca, położone właśnie wzdłuż Bursztynowej Zatoki.
- Co może być niebezpiecznego w bursztynie?-
wtrącił Timsa, który jednak jeszcze nie znał się na mapie i wyznaczaniu trasy. Pamiętacie, że to była jego pierwsza
podróż.
- To tylko nazwa, Timso. Nie należy oceniać
miejsca po jego nazwie- cierpliwie wyjaśnił Ronin.
- Masz rację, bracie- odezwał się Sulim, który
uważnie słuchał brata i przypomniał sobie pewną rzecz.- Stara trelińska legenda
głosi, że w wodach Bursztynowej Zatoki mieszkają wielkie dziwne stwory, które są niebezpieczne i z
łatwością mogą nam wyrządzić krzywdę. Albo nawet połknąć!
- Oj, ale to tylko legenda- odparł Timsa.- Nie
wiadomo, czy ktoś sobie tego nie wymyślił, żeby straszyć niegrzeczne dzieci.
- Możemy się przekonać sami albo uniknąć
sprawdzenia i popłynąć od strony Cieśniny Czterech Wiatrów- kontynuował Ronin.
- Hmm, tylko że tam mieszkają, według innej
legendy, złośliwe wiatry, które przewracają statki- odparł znów Timsa. Nagle poczuł, że opuszcza go odwaga.
- Posłuchajcie mnie- powiedział zdecydowanym głosem Sulim- każda
wyprawa niesie za sobą jakieś ryzyko. Nasi bracia w osadzie czekają na eliksir,
nie możemy ich zawieść. Jeśli się
boicie, popłynę sam z Panem Titido.
- Nie, Sulim, trzymamy się razem! Tamtabor
wybrał nas trzech, to znaczy, że jesteśmy sobie potrzebni.- odparł Ronin. A Timsa nieśmiało przytaknął.
- Świetnie, w takim razie, Ronin, zostaniesz
naszym przewodnikiem – oznajmił najstarszy brat.
- Ja? Ależ to ty jesteś najstarszy i byłeś już w
tylu miejscach- zdziwił się średni brat.
- Wiem, że sobie świetnie poradzisz- Sulim
uśmiechnął się i poklepał Ronina po ramieniu. Po czym wręczył mu pudełeczko.
- Weź, to magiczny kompas. Pomoże ci podjąć
decyzję, kiedy będziesz miał wątpliwości. Dostałem go od Tamtabora. Tylko strzeż
jak oka w głowie!- polecił Sulim.
Ronin poczuł się wyjątkowo. W milczeniu
przyglądał się niezwykłemu przedmiotowi.