Kamila Posobkiewicz
Rozdział 6.Wyprawa
Następnego dnia o poranku Pan Titido i pozostali
podróżnicy siedzieli w czółnie zacumowanym przy brzegu Rzeki Błękitki. Wszyscy
byli zaaferowani podróżą, a przede wszystkim kot Tito, który już nie mógł się doczekać, kiedy zacznie się przygoda.
- Czy wszyscy gotowi? – zapytał Pan Titido.
- Ajaj, Kapitanie!- odkrzyknął Wiki, który znał
bajki o żeglarzach i pamiętał, że tak się w nich mówi.
- A Trelinki gotowe do drogi?- kapitan
zajrzał do torby, w której schowani byli trzej bracia.
- Załoga gotowa, Kapitanie- odpowiedział Timsa i zasalutował do słonecznego kapelusza. Być
może widzieliście kiedyś, jak żołnierze salutują .Timsie spodobało
się to i choć nie był żołnierzem i nie miał czapki, chciał
się poczuć wyjątkowo.
- No to ruszamy!- wykrzyknął Titido -Kapitan i
odepchnął czółno od brzegu. Szybko do niego wsiadł i zaczął wiosłować, aby nurt
rzeki nie poniósł ich w dal. Pomagał mu Wiki, siedząc na przednim siedzeniu,
pełnił rolę pilota wyprawy.
Kot Tito zaś pokręcił się przez chwilę po czółnie,
szukając zapewne wygodnego miejsca na legowisko. Sprawdził, skąd wieje wiatr,
obliczył szybkość nurtu rzeki, zanurzenie łódki, po czym rzekł:
- Udam się na małą drzemkę, wszystko jest pod
kontrolą, ale w razie potrzeby mnie zbudźcie.- po czym ziewnął, zwinął się w
ulubioną kulkę i zmrużył swoje zielone kocie oczy.
Tymczasem Trelinki bardzo były ciekawe, co
dzieje się na pokładzie, więc co chwilę wystawiały głowę z torby. Sprawdzały,
czy łódź płynie zgodnie z ich mapą. Oczywiście my wiemy, że ich „łódź” to w
rzeczywistości czółno, ale pozostawmy ich w tej błogiej niewiedzy.
Rzeka Błękitka ciągnęła się przez całe miasto,
po czym wpływała do Bursztynowej Zatoki.
Na ogół była spokojna i życzliwa, ale czasem
niesforny wiatr rozkołysał jej niebieską wodę i powstawały naprawdę spore fale. Wszystko się wówczas wywraca do góry nogami. A
podróżnicy wpadają do wody i gubią potrzebne rzeczy. Pan Titido miał kiedyś już
taką przygodę na Wielkiej Rzece, ale to nie czas, by o tym opowiadać.
Podróż
Trelinkom wydawała się okropnie długa. Najgorzej chyba znosił ją Timsa,
który do kilka minut wystawiał głowę z torby i pytał
- Czy już widać Bursztynowy Brzeg? – albo –
Daleko jeszcze?
Nic dziwnego, to w końcu była jego pierwsza podróż.
Jego bracia obradowali w tym czasie, zerkając tylko co chwilę, czy na pewno
płyną właściwym kursem.
- Kochani, za chwilę pożegnamy wodę Błękitki- powiedział
Pan Titido do załogi.- Trzymajcie się dobrze, bo może trochę nami zachwiać na
falach Bursztynowej Zatoki.
Pan Titido postanowił, że popłyną najkrótszą
drogą na Półwysep Wichrów, mimo pewnych obaw Trelinków. A najkrótsza trasa wiodła
właśnie przez Bursztynową Zatokę.
- Ajaj, Kapitanie!- zawołał dzielnie Wiki i
poprawił się na siedzeniu. Zauważył przy tym, że na niebie zbierały się szare
chmurki.
- Czy ktoś chce kanapkę?- zapytał Kapitan,
dbając o brzuszki swojej załogi. Na te słowa oczywiście obudził się Tito i
pierwszy mlasnął językiem.
Wszystkim już trochę burczało w brzuchach, więc
chętnie sięgnęli do torby z jedzeniem, ukrytej w schowku. Wiki dostał
się do torby, ale nie mógł wyjąć prowiantu, który jakby zaklinował się pod pokrywą torby. Nikt nie wiedział, że w torbie schował się jeszcze jeden podróżnik. Była to mała szara myszka, która wcześniej w piwnicy obserwowała przygotowania do podróży.
Chłopiec próbował sięgnąć po kanapki jeszcze raz i drugi. Niestety, nie udało się ich wyjąć.
Co gorsze, przez nieuwagę chłopca, do wody wpadły wiosła.
- Ojej, Kapitanie- zawołał wystraszony- moje
wiosła!
- Spokojnie Wiki, są jeszcze moje. Będziemy się
zmieniać.- odparł Titido- Kapitan.
- Przepraszam, nie wiedziałem, że one tak łatwo
mogą wypaść i ..utonąć- ciągnął Wiki, któremu zbierało się na płacz.
- To twoja pierwsza wyprawa, masz prawo wielu
rzeczy jeszcze nie wiedzieć, Żeglarzu- pocieszał go dalej Titido, który bardzo nie
lubił, kiedy dzieci były smutne i płakały.
- Chyba będzie padać- wtrącił od
niechcenia Kot Tito, całkiem już głodny i spragniony przekąski. – Może ja wyjmę
te kanapki z torby?
- Świetnie Kocie, wyjmij przy okazji peleryny!-
rozkazał Kapitan, a kot zwinnymi ruchami dostał się do prowiantu.
- Poczęstujmy też naszych małych przyjaciół. Ciekawe, jak sobie radzą w tej torbie- Titido myślał o wszystkich, jak
przystało na dobrego kapitana statku.
- Daleko jeszcze?- Timsa wysunął głowę z torby
jak na zawołanie.
- Będzie jeszcze z trzy dni drogi- odparł Kot,
częstując jednocześnie Trelinka kanapką z dżemem malinowym.
- Oj- jęknął Trelinek – naprawdę tak długo?
- Nic się nie martw, przyjacielu- uspakajał
Titido- Kot żartuje. Za kilka godzin powinnyśmy być na miejscu.
- Ach, to jeszcze sporo czasu- Timsy nie
pocieszyły te słowa. Chciał już być na lądzie. Czuł, że nabawił się choroby morskiej.
- A może zagramy z jakąś grę?- zaproponował Wiki.
- Świetny pomysł, Żeglarzu- przyklasnął Kapitan-
To może w moją ulubioną „ Zgadnij, co mam na myśli”?
Timsa początkowo nie był skłonny do zabawy, lecz
gdy usłyszał, jak świetnie Wiki bawi się z Panem Titido, zawołał braci.
- Wyjdźcie na pokład, zagrajmy z nimi!- zaproponował
Trelinek.
- Jesteśmy za mali Timso, żeby wyjść na pokład,
w torbie jest bezpieczniej. Wiatr może nas zwiać do wody- odrzekł najstarszy
brat, jak zawsze najrozważniejszy z braci.
- Ale woda jest spokojna- ciągnął Timsa- Cały
czas siedzisz w tej torbie, a takie są ładne widoki!
Bracia przez chwilę się zastanowili, aż wreszcie
dali się namówić. W końcu wyprawa
nie zdarza się często, a wiadomo, że podróże kształcą.
- To co
teraz mam na myśli? – zaczął Wiki. Jest to…
Opowiedział o przedmiocie, którego nikt nie mógł
odgadnąć, wszyscy się zastanawiali, zadawali dodatkowe pytania, lecz nikomu nie
przyszło do głowy, co na myśli ma młody Żeglarz. Być może zastanawialiby się
jeszcze dłużej, gdyby nie spadające coraz częściej i częściej krople deszczu.
- Zakładamy peleryny!- Kapitan wydał rozkaz –
Kocie schowaj się do torby razem z Trelinkami.
- O, nie ma mowy, nie zmieszczę się –
protestował Tito, który nie do końca jeszcze ufał tym istotom.
- To rozkaz kapitana!- Pan Titido wiedział, co
mówi. Koty nie lubią mieć mokrego futerka. A torba była wystarczająco duża.
Deszcz po chwili rozhulał się na dobre. Fale
zrobiły się groźniejsze, więc kot już nie marudził. Wskoczył jednym susem do
torby i zamknął za sobą jej klapę. Nie zauważył, że w tym momencie zamknął
drogę Trelinkom, które też zamierzały wejść do środka. Czółno się zakołysało
jeszcze bardziej.
- Otwórz torbę!- krzyknął Ronin trzymając się
tylko jej paska. Do niego dołączeni byli dwaj bracia.
-Otwórz torbę, Kocie, bo
zaraz wypadniemy za burtę!- dodał Sulim. Wiecie, że Trelinki były świetnymi żeglarzami, lecz nie przepadały za pływaniem w zimnej wodzie, w dodatku w deszczu.
Kiedy Tito usłyszał ich wołanie, odchylił klapę
torby. W tym momencie zawiał silny podmuch, fala wtargnęła do środka łodzi i
zalała wszystkich podróżników.
- Ale paskudna pogoda! – zawołał Kapitan Titido- Nie możemy dalej płynąć, trzeba przeczekać deszcz.
- Ratunku!- krzyknął Timsa, wisząc już prawie za
burtą, uczepiony swojego brata jedną
ręką.
Kapitan odłożył wiosło, żeby podać rękę Trelinkowi. Znów zawiał silniejszy podmuch,
boczna fala uderzyła w czółno i stało się to, czego nie lubią nawet
najodważniejsi żeglarze. Łódź przewróciła się do góry dnem! Trelinki porwał
nurt rzeki, a kot utknął w torbie pod wodą.