Kamila Posobkiewicz
Rozdział 8. Ratunek
Być może zastanawiasz się, co się stało z Trelinkami,
które wypadły z łódki?
Kiedy
ogromna fala zalała i wywróciła czółno, Trelinki trzymając się jeden drugiego
popłynęły hen daleko na ciemnoszare wody Bursztynowej Zatoki.
Ogromne krople
deszczu z wielkim łoskotem uderzały o taflę wody. Fala unosiła i opuszczała
małe istotki, których życie wisiało na włosku. Nie było nawet kawałeczka
drewna, którego mogliby się złapać.
Jedynie porozrzucane po wodzie strzępy
wodorostów, które od dna oderwały morskie prądy, a fale wyrzuciły na powierzchnię, od czasu do czasu
przypływały w ich stronę. Sulim wykorzystał taki moment i uchwycił się
zielonego wodorostu, lecz nic to nie dało, bo rośliny też płynęły unoszone
przez groźny wiatr i fale. Z pewnością nikt z nas nie chciałby być na ich
miejscu. Oni również nie byli zachwyceni tą sytuacją.
- Gdybyśmy cię nie posłuchali, siedzielibyśmy
teraz bezpiecznie w torbie!- Ronin miał pretensje do Timsy- Trzeba było z niej
nie wychodzić.
- Skoro tak bardzo chciałeś zostać w torbie, to
czemu wyszedłeś? Czy nie spodobała ci się zabawa?- odpowiedział Timsa, który w
głębi serca też był zły na siebie i czuł się winny tej sytuacji.
-Gra i gra, tobie tylko zabawy w głowie. Przez
to możemy teraz utonąć!- ciągnął rozłoszczony Ronin- Zgubiliśmy wszystko, kompas, mapę, łódź i towarzyszy
podróży! Jak dotrzemy na Półwysep Wichrów? Jak sprowadzimy eliksir i pomoc dla naszej osady?- Ronin czuł się odpowiedzialny
za pozostałe w osadzie Trelinki.
- Chłopaki, nie ma co się teraz kłócić- przerwał
najstarszy brat- To niczyja wina, że zaczął padać deszcz, chyba że czarnych
chmur. Gdyby nie to, byłoby wszystko zgodnie z planem. Trzeba się zastanowić,
jak sobie teraz poradzić, a nie się kłócić.
- Racja! - przyznał Timsa, który bardzo nie
lubił konfliktów- Przepraszam, że was w to wpakowałem.- dodał ze smutkiem.
- Nie, to ja przepraszam, że nas w to
wpakowałem- odparł Ronin, któremu złość szybko ustąpiła.
Bracia podpłynęli do siebie i mocno się chwycili
za ręce.
- Jesteśmy mocni, bo jesteśmy razem!- stwierdził
Sulim i mono uścisnął braci.- Poradzimy sobie w każdej sytuacji.
Ich radość nie trwała jednak długo, bo nad
głowami pojawiły się mewy. Wstrętne wrzeszczące ptaszyska, których używa do
latania podstępny szczur Korkol. Miały
wyraźną ochotę pożywić się bezbronnymi Trelinkami.
- Uciekaj, ty wstrętna mewo!- zagroził jej Ronin
– Zostaw nas w spokoju!
Timsa jedną ręką próbował odgonić intruza, który
podlatywał i próbował go chwycić wielkim ostrym dziobem. Na szczęście nie wyszło
mu to i odleciał.
Ptaszyska wrzeszczały, ogłaszając pozostałym
łatwy łup. Na raz zamiast trzech wygłodniałych mew, zrobiło się chyba z
dziesięć.
Zmęczone Trelinki resztkami sił próbowały je
odegnać, one jednak nie zwracały na nic uwagi. Zaczęły się kłócić o to, która
pierwsza upoluje najlepszy kąsek. Zwyciężczyni rozpoczęła pikowanie, gdy nagle
bracia poczuli, że się unoszą i wydostają
z wody. Jakaś ręka ich trzyma, a potem kładzie na czymś twardym.
- To cud- pomyślał Timsa- Jesteśmy uratowani…-
spojrzał na niebo, gdzie nad ich głowami krążyły mewy, coraz wyżej i coraz
dalej… Bracia z nadmiaru wrażeń natychmiast zasnęli.
Tego dnia, a był to czwartek, po Bursztynowej Zatoce
pływało wiele łódek, kajaków i żaglówek. Na jednym z nich płynęła razem ze swoim tatą
ośmioletnia dziewczynka, Iga. Interesowała się minerałami i już nawet była
szczęśliwą posiadaczką kilku niezwykłych okazów.
- Kochanie, musimy zatrzymać się i rozbić
namiot. Powoli nadciąga wieczór, nie możemy płynąć po ciemku.- oznajmił tata dziewczynki
i skręcił kajakiem w stronę brzegu Bursztynowej Zatoki.- Rozglądaj się, trzeba
znaleźć jakieś spokojne miejsce.
- Dobrze.- Iga bardzo lubiła nocowanie pod
namiotem, ognisko, pieczone kiełbaski i gapienie się na gwiazdy. Nie straszne
jej były komary, szczypawki czy pająki, które czasem gościły w śpiworze.
- Czy będę mogła poszukać ciekawych kamieni? –
zapytała dziewczynka, choć tak naprawdę znała odpowiedź. Tata zawsze jej
pozwalał zbierać kamienie. Często przynosiła do domu kilkanaście sztuk, w
wypełnionych po brzegi kieszeniach spodni lub bluzy.
-
Oczywiście Skarbie!- odpowiedział tata, wciągając kajak na brzeg. Teraz musieli
znaleźć dobre miejsce na rozbicie namiotu.
Kiedy dziewczynka i jej tata znaleźli
odpowiednią polanę, kilka namiotów już
na niej stało. Po środku łąki ktoś rozpalił ognisko. Okryty był w
koc, bo ubrania suszył na lince. Miał
ciemne włosy, okulary i niewielką brodę, a obok niego siedział chłopiec,
również okryty kocem. Przy nogach leżał zwinięty w kulkę kot. Wiecie już kto to
był? Oczywiście! Pan Titido ,Wiktor, i
Kot Tito. Iga jeszcze nie wiedziała. Obserwowała ich tylko z daleka. Wydali się
jej mili i godni zaufania. Po pewnym czasie odważyła się podejść do ogniska.
- Dobry wieczór, nazywam się Iga, czy mogę z wami
usiąść przy ognisku?- zaczęła odważnie.
- O dobry wieczór, młoda damo- odpowiedział Pan
Titido i zrobił jej nieco miejsca na pniu, który służył im za krzesło.-
Zapraszam.
- Dziękuję. Miło przy ognisku. – ciągnęła Iga.
- Poznaj, Igo, to jest Wiktor, a to mój kot,
Tito!- Titido zaprezentował swoich przyjaciół.
- Cześć, miło was poznać. Tam jest mój tata -
dziewczynka wskazała na mężczyznę, który usiłował właśnie rozbić namiot.
- Płyniemy na Półwysep Wichrów. Podobno to
piękne miejsce- powiedziała Iga i uśmiechnęła się.
- To tak jak my!- zawołał Wiki.- Mieliśmy już
tam dzisiaj być, tylko łódka się
wywróciła podczas deszczu i musieliśmy się zatrzymać tutaj na noc. –
opowiedział chłopiec bardzo ucieszony z towarzystwa koleżanki.- Spałaś już pod
namiotem?
- Tak, czasem w ogrodzie rozbijamy namiot i
wtedy tam śpię.- odparła Iga zgodnie z prawdą.
- A ja jeszcze nie spałem-odrzekł chłopiec.
- Zobaczysz, jest świetnie!
- Igo- wtrącił Titido- czy twój tata nie potrzebuje
pomocy przy rozbiciu namiotu?
Dziewczynka spojrzała w stronę ojca.
- Tak, już pójdę do niego- Iga się podniosła.
- Nie, zostań, ja mu pomogę- zaproponował Titido
i ruszył w stronę namiotu sąsiada.
- Lubisz zwierzęta?- zapytała dziewczynka po
chwili patrzenia na ogień.
- Tak, pewnie, mam w domu psa- odparł Wiki i
przypomniał sobie ukochanego Fikusa, a potem mamę, tatę i nawet młodszego
brata. Ciekawe, co oni teraz robią? Wiki zatęsknił za domem. Nic dziwnego, to
jego pierwszy biwak bez rodziny i psa. Pomyślał też o przyczynie tej wyprawy i
zrobiło mu się naprawdę smutno, nie wiedział przecież, co się stało z
Trelinkami.
- A ty masz zwierzęta w domu?- zapytał po chwili Igę
- Nie, w domu nie mam.- odrzekła smutno dziewczynka.
Zastanowiła się przez chwilę i powiedziała.
- Wiesz co, znalałam dziś coś bardzo dziwnego.
- Tak? Co to było? – zaciekawił się Wiki
- A obiecasz, że nikomu nie powiesz?- Iga
spojrzała na chłopca podejrzliwie.
- Dobrze, obiecuję. Co znalazłaś?- odparł zaciekawiony
chłopiec.
- Zaraz ci pokażę, muszę tylko wziąć koszyk z
namiotu. – dziewczynka odeszła od ogniska. Wiki spojrzał na niebo i zachwycił
się widokiem pięknych gwiazd.
- To wielki wóz- wtrącił się Tito, który nie
ujawnił jeszcze przed Igą swojej znajomości ludzkiego języka.- Kiedyś też
zachwycałem się tym widokiem.
- A teraz już nie? – zapytał zdziwiony chłopiec
- Teraz już chce mi się spać- kot ziewnął i zmrużył ślepka.- Dość wrażeń na
dziś.
- Poczekaj, nie zasypiaj jeszcze, porozmawiaj ze
mną. Nie zastanawiasz się, gdzie są Trelinki?- ciągnął Wiki, któremu zaczynało
się dłużyć samemu przy ognisku. Ale kot już spał. Na szczęście Iga szła już w
stronę ogniska, trzymała w ręku koszyk piknikowy. Wiki pomyślał, że chce go
poczęstować kolacją.
- Masz kanapkę? zjadłbym coś- zapytał nieśmiało
Wiki, czując, że ma pusty brzuszek.
- Oczywiście, mama mnie nie puszcza nigdzie bez
jedzenia!- zaśmiała się Iga i podała kanapkę chłopcu. Nalała mu też do kubeczka
gorącą czekoladę. Sama też się nią poczęstowała.
-Co chciałaś mi pokazać?- zapytał Wiki,
przypomniawszy sobie, że nie po kanapki Iga udała się do swojego namiotu, tylko
miała mu coś pokazać.
- A naprawdę obiecujesz, że nikomu nie powiesz?-
upewniała się dziewczynka.
- Tak, naprawdę nikomu nie powiem.- potwierdził
Wiki i ugryzł ze smakiem kanapkę.
Iga jeszcze trochę się wahała, ale zdecydowała
wreszcie. Włożyła rękę głęboko do koszyka i po chwili wyjęła owinięte w ręcznik małe dziwne istotki.
- Zobacz, znalazłam je w morzu!- powiedziała i
pokazała zawiniątko chłopcu.
Wiki natychmiast się podniósł i zawołał!
- Trelinki! Żyją! Nasze Trelinki! Hurrra!- chłopiec nie
mógł się powstrzymać- Nawet nie wiesz,
jak się cieszę, że je znalazłaś! – Wiki podskakiwał z radości.
-Ej, nie krzycz tak, miałeś nikomu nie mówić!-
skarciła chłopca Iga i schowała zawiniątko do koszyka
- Och nie, nie chowaj ich, opowiem ci całą
historię. Tylko obiecaj, że nikomu nie powiesz…
- Obiecuję- Iga dobrze wiedziała, co to znaczy dotrzymać
słowa.
-Nie uwierzysz….- chłopiec zaczął mówić.