Pewnego
razu żółw, Tuptuś, jak co rano, spacerował po lesie i zbierał
różne okazy do swojej kolekcji.Nagle
natknął się na coś niezwykłego. Znalazł brązową muszelkę, która leżała ukryta w trawie.
Tuptuś najpierw długo się jej przyglądał, w końcu zdecydował, że zabierze ją ze sobą.
Kolekcjonował różne rzeczy- kamyki,
liście, patyki, szyszki. Jednym słowem wszystko to, co mógł znaleźć w lesie. Jednakże
muszelki jeszcze nigdy tak na prawdę nie widział, jedynie na obrazku w książce od
przyrody. Bardzo zadowolony ze swojego skarbu poszedł pochwalić się nim swojej
koleżance, sowie Sabinie. Zapomniał jednak, że w dzień sowa śpi. Obudził ją,
głośno wołając.
- Sabino! Zobacz, co znalazłem w
trawie!- krzyknął. Początkowo sowa nie odpowiadała, dopiero po dłuższej
chwili wystawiła zaspany łebek z dziupli i odezwała się.
- Czy jest to coś aż tak ważnego, że
budzisz mnie w środku dnia?! - ziewnęła głośno
i nastroszyła rozczochrane piórka.
- Zobacz sama- odpowiedział żółw,
pokazując niezwykłą muszelkę. Jednak ona nie zobaczyła jej
z daleka, choć sowy mają świetny
wzrok. Była tak bardzo śpiąca, że oczy się jej kleiły do snu. Przemogła w końcu zmęczenie i sfrunęła na
trawę. Starannie obejrzała skarb Tuptusia.
- Muszelka w środku lasu?- zdziwiła
się. – Muszelki są nad morzem, a nie w lesie.
- Tak, to bardzo ciekawe, skąd się tu
wzięła - przyznał Tuptuś rację.
- I w dodatku słychać w niej szum
morza - stwierdziła, przykładając muszelkę do ucha.
- Zdumiewające- odparł żółw.
Ciekawość zwierząt była na tak silna,
że postanowili odgadnąć tajemnicę pochodzenia owej muszelki. Udali
się najpierw w to miejsce, gdzie Tuptuś znalazł tę niezwykłą rzecz.
- To było dokładnie tu- żółw
wskazał źdźbło trawy, pod którym wcześniej leżała muszelka.
- Jesteś pewien? Nic tu nie widzę- odparła
Sabina.
- Tak, jestem pewien, znam ten las
jak własną kieszeń- odpowiedział zdecydowanie Tuptuś.
Dokładnie rozejrzeli się dookoła,
potem zajrzeli pod krzaczki jagód, paprocie i pod inne źdźbła trawy, jednak niczego więcej nie znaleźli.
-Hmm, to bardzo dziwne, że nie ma
żadnego śladu, który wyjaśniłby nam to tajemnicze pojawienie się muszelki w lesie - stwierdziła mądrze sowa. – Czytałam kiedyś opowieści o piratach,
którzy dotarli na bezludną wyspę. Może do naszego lasu też dotarli? I ukryli
gdzieś wielki skarb?
- To raczej niemożliwe- żółw ostudził wyobraźnię sowy. – Mieszkamy przecież
w górach, a stąd jest daleko do
morza.
- Wiem, wiem… Mam świetny pomysł, Tuptusiu!-
wykrzyknęła. – Wejdziemy
na najwyższy szczyt góry i rozejrzymy
się dokoła. Może stamtąd zobaczymy morze i statek piracki?
- Obawiam się, że to nie jest dobry
pomysł. Żółwie nie lubią się wspinać- zaprotestował Tuptuś.
- To pojedziesz kolejką górską!- sowa
znajdowała rozwiązanie każdego problemu.
- Sam? Trochę się boję- odparł
nieśmiało żółw.
- Dobrze już, pojadę z tobą.
Tuptuś jeszcze nigdy nie jechał
kolejką górską, nie jechał żadną kolejką. Mieszkał sobie spokojnie w swojej
norce. A spacerował jedynie po leśnych ścieżkach. Jednak był bardzo ciekawy, co
widać z najwyższego szczytu. Udał się więc razem z koleżanką do stacji kolejki
górskiej. Gdy nadjechał wagonik, zwierzęta ostrożnie do niego weszły i usiadły
przy oknie, aby wszystko dobrze widzieć. Kolejka ruszyła. Najpierw drgnęła, potem powoli
unosiła się nad ziemię, coraz wyżej i wyżej, aż prawie dosięgała chmur.
Tuptuś był zachwycony widokiem zmniejszających się drzew, łąk i potoków. Za to coraz wyższych
pięter gór.
- Sabino, zobacz, jakie małe są
te drzewa! – zawołał.
Sowa tylko zamruczała coś na kształt…
- Mhm….
- Zobacz, jakie wysokie są góry!
Nigdy nie sądziłem, że można być aż tak daleko od mojej leśnej ścieżki!- zawołał zachwycony. Lecz i tym razem sowa tylko
mruknęła.
- Mhm…
Tuptuś zauważył, że jego koleżanka zasłoniła
głowę skrzydłami.
- Czy ty się boisz, Sabino?- zapytał zaskoczony tym widokiem.
- Ja? Ależ skąd! – sowa niepewnie
odsłoniła jedno oko, ale szybko je znów zakryła.
- To dlaczego chowasz głowę?
- Nie chowam, słońce mnie razi!-
wykrzyknęła rozzłoszczona. Nie chciała się przyznać, że ma lęk wysokości.
Na szczęście kolejka dotarła do
stacji końcowej. Zwierzęta wysiadły na wysokim szczycie, z którego rozciągał
się przecudny widok na góry, lasy, rzeki, doliny. Jednak morza i pirackiego
statku nie było. Za to Tuptuś zauważył, że na polanie siedzi jakiś chłopiec i płacze.
- Sabinko, spójrz, tam ktoś płacze-
powiedział Tuptuś.
- Rzeczywiście, wygląda na to, że
jest bardzo smutny. Podejdźmy do niego-
zaproponowała.
Gdy zwierzęta schodziły powoli z
góry, coraz wyraźniej słyszały płacz.
- Uuuhhhuuu-słychać było głos chłopca
i pociąganie nosem.
- Dlaczego płaczesz, chłopcze?-
zapytała troskliwie Sabina. - Czy zgubiłeś się w lesie?
Chłopiec nadal płakał, tylko potaknął
głową.
- A wiesz, gdzie jest twój dom? –
Chłopiec zaprzeczył głową.
- Może jego mama jest w pobliżu? -
Tuptuś zwrócił się do sowy. Ona uniosła się i wzleciała na gałąź drzewa.
- Nikogo nie widzę! - zawołała po chwili. Chłopiec
nadal płakał.
Tuptuś już nie wiedział, jak uspokoić
dziecko. Wyciągnął z plecaka chusteczkę i podał płaczącemu.
- Proszę, może ci się przydać- powiedział z troską.
Chłopiec wyciągnął rękę i wziął
chusteczkę. Otarł sobie łzy, a po chwili zaczął mówić.
- Zgubiłem drogocenny przedmiot,
który dostałem od przyjaciela - wyznał, szlochając.
- Ach tak, dlatego płaczesz? –
zrozumiał żółw.
- Tak.
- A jak masz na imię?
- Filip- odparł cicho chłopiec.
- Co za niezwykłe imię!- odrzekła
Beatka, która zdążyła sfrunąć na polanę.
- Dostałem list od przyjaciela.
Przysłał mi muszelkę znad morza. Nigdy jeszcze tam nie byłem. Moja mama nie
pozwoliła mi zabrać jej do lasu, ale nie posłuchałem. Szedłem, czytając list. Potknąłem się o korzeń drzewa i przewróciłem,
a gdy wstałem, muszelki już w ręku nie było. Nigdzie jej nie znalazłem. Teraz
bardzo żałuję.
Sowa i żółw spojrzeli na siebie. Chyba odkryli tajemnicę.
- Czy tej muszelki szukasz?- zapytał
Tuptuś, pokazując chłopcu swój skarb.
- Och, tak, to ona!- wykrzyknął
uradowany Filip. - Skąd ją masz?
- Znalazłem w trawie. Myśleliśmy, że
piraci ją zgubili- zaśmiał się żółw.
- Jak bardzo się cieszę!- zawołał
chłopiec. – Dziękuję z całego serca!
-Wszystko dobre, co się dobrze kończy. Chyba czas wracać do domu-
powiedziała wzruszona sowa. – Czy znasz drogę?
- Mieszkam w zamku, w Bajkogrodzie –
odparł chłopiec. – Jestem księciem. Za to, że mi pomogliście, ofiaruję wam moją
przyjaźń. Możecie też zamieszkać w królewskim ogrodzie. Żyje tam już kilka
zwierząt, na pewno nie będzie się wam nudzić.
- Dziękujemy ci, książę – powiedziała Sabina – Najpierw bezpiecznie zaprowadzimy cię do domu i opowiemy twojej mamie
o tej przygodzie.
Troje przyjaciół udało się do doliny,
potem przeszło przez rzekę, wdrapało na górkę, a stamtąd już poszło prosto do
Bajkogrodu, gdzie na księcia Filipa czekała jego zmartwiona mama- Królowa Patrycja.
Na szczęcie wszystko skończyło się dobrze.
Książę zrozumiał swój błąd i odtąd już zawsze słuchał swojej mamy. Bawił się w królewskich ogrodach
z nowymi przyjaciółmi, Tuptusiem i Sabiną. Często wracał do listu od przyjaciela,
spoglądając z czułością na swoją drogocenną muszelkę. Marzył o tym, że pewnego dnia pojedzie nad morze.