Kamila Posobkiewicz
Pewnego razu w leśnej krainie trzej przyjaciele, Żółw Leoś, sowa Huhatka i książę Filip przechadzali się w porze podwieczorku po leśnych ścieżkach i szukali smakowitych owoców- jagód, poziomek i malin. Zwierzęta bardzo dbały o to, aby ich pożywienie było zdrowe, dlatego często jadły warzywa i owoce. Książę Filip natomiast był łasuchem. Zamiast owoców wolał jeść cukierki. Najlepiej czekoladowe albo toffi. Na spacer po lesie zabrał ze sobą papierową torebkę, wypełnioną słodyczami, choć jego mama, królowa Patrycja, pozwoliła mu wziąć tylko dwa cukierki.
- Jak dobrze, że nie muszę się schylać i szukać tych
drobnych jagódek- stwierdził Filip, wkładając do ust kolejnego cukierka.
- Nawet nie wiesz, ile tracisz- odparł Leoś. – Jest
tu tak dużo owoców, że nawet nie trzeba ich szukać. Same się pokazują.
- Zgadza się, jeszcze nigdy nie widziałam, aby w naszym lesie było tyle
smacznych malin- dodała Huhatka.
- E, tam-
machnął ręką książę i sięgnął do torebki ze słodyczami.
- Myślę, Filipie, że jesz za dużo słodyczy-
stwierdziła sowa, gdy usłyszała szelest papierka.- Jeszcze rozboli cię brzuch!
- Też tak myślę- przytaknął Leoś. Filip jednak nie
przestał sięgać do torebki z cukierkami, dopóki się nie skończyły. Potem usiadł
na kamieniu i rozkoszował się słońcem. Leoś i Huhatka weszli głębiej do lasu,
bo tam zaprowadziła ich jagodowa ścieżka. Nagle usłyszeli czyjś głos.
- Ach, ciągle nie mogę wzlecieć wyżej. Szkoda, że
nie lubię zielonej pietruszki.
Leoś i Huhatka nie spodziewali się gości w lesie,
ale najwidoczniej ktoś do ich tu zawitał.
- Kto to taki?- wyszeptał żółw, który niewiele mógł
zobaczyć spomiędzy krzaczków jagód.
- Zaraz zobaczę- odparła Huhatka i poleciała na
gałąź starego dębu. W pierwszej chwili
nie spostrzegła nikogo, lecz wciąż słyszała głos.
- Huhatko, widzisz kogoś?- Leoś nie mógł nie
doczekać informacji.
- Nie, tylko słyszę czyjąś rozmowę- wyszeptała sowa.
- Ja też. Ten głos mi kogoś przypomina- stwierdził
żółw.
Wtem znad kępek trawy i krzaczków jagodowych uniósł
się zielony smok. Prawdziwy, z paszczą, ogonem i niewielkimi skrzydłami. Leoś i
Huhatka nie spodziewali się takiego gościa. Zaczęli odczuwać niepokój. Po chwili
jednak smok nie wydał się im taki groźny, jak myśleli. Usiadł nad rzeką
i podgryzał marchewkę.
- Leosiu, zobacz, smok je marchewkę!- zauważyła
sowa.
- Och, to nie może być groźny! Nikt, kto je marchewkę
nie jest groźny- stwierdził stanowczo żółw.
Zwierzęta
postanowiły go przywitać. Wyłoniły się z gęstych zarośli lasu.
- Witaj smoku- zaczęła odważnie sowa.- Nazywam się
Huhatka, a to mój przyjaciel, żółw Leoś.
- Miło mi, jestem Smoczyś. Wybrałem się na spacer i
chyba zgubiłem drogę do domu. A ponieważ mam za małe skrzydła, nie mogę wzbić
się wysoko, aby rozejrzeć się po okolicy.
- A dlaczego masz małe skrzydła?- zapytała sowa,
która nie słyszała jeszcze o tym, by ktoś mając skrzydła, nie mógł latać.
- Moi rodzice twierdzą, że to ….bo….przez zieloną pietruszkę-
wydukał smok.
- Jak to przez pietruszkę?- zdziwił się Leoś.
- Dokładnie tak, to przez nią, bo jest niesmaczna!-
odparł już pewniej Smoczyś.
- Smaczna czy
nie, jest bardzo zdrowa- wtrąciła mądrze Huhatka.
-No właśnie. W tym cały problem, że jest zdrowa. Do
tego jest zielona, tak jak ja. Smoki dzięki niej mają zieloną skórę i mocne
skrzydła- wyjaśnił smok.- Ja jej nie lubię i dlatego moje skrzydła nie chcą
urosnąć.
- Ach, tak- Huhatka wykazała się zrozumieniem.
Przyjaciele rozmawiali ze smokiem, gdy tymczasem po
drugiej stronie lasu, książę Filip się
obudził po krótkiej drzemce. Dostrzegł, że został sam na kamieniu. Przeciągnął
się i ziewnął głośno.
- Chyba mnie zostawili ci moi przyjaciele-
powiedział do siebie. – Muszę ich poszukać.
Filip nie miał pojęcia, dokąd udali się Leoś i Huhatka,
ale całkiem przypadkiem wybrał tę samą jagodową ścieżkę. Obok tylu jagodowych
krzaczków, porośniętych czarnymi koralikami, nie można przejść obojętnie. Nawet
Filip poddał się urokowi tego leśnego skarbu i co chwilę sięgał po czarne
kuleczki. Jego palce, tak jak i buzia były już fioletowe. Idąc w głąb lasu
dotarł do polany nad rzeką. Nagle zobaczył zieloną postać z długim ogonem i
skrzydłami, która z kimś rozmawiała.
- Smok! To prawdziwy smok! O rety! Mamo! Muszę
uciekać!- panikował książę. Przypomniał sobie jednak o swoim magicznym
kamieniu, który miał niezwykłą moc. Gdy
Filip był w tarapatach, a potarł kamień, zmieniał się w Żabisława- małą zieloną
żabę. Przez uchylone gałęzie malin i jeżyn, chłopiec dostrzegł, że smok ruszył
w jego stronę.
- Z pewnością mnie zobaczył i chce teraz mnie
zjeść!- pomyślał przerażony. Gdy słychać było coraz bliżej kroki tego wielkiego
zielonego stwora, Filip potarł swój kamyk zawieszony na sznurku i po chwili
wskoczył do rzeki już jako żabka.
Szkoda, że nie wiedział o tym, że smok Stefek razem z Leosiem i Huhatką
wyruszyli ścieżką jagodową w stronę chłopca.
- Filipie, gdzie jesteś?- wołała Huhatka podlatując
co chwilę pod krzaczek lub na gałąź.
- Filipie, księciuniu, gdzie się schowałeś?-
wtórował jej Leoś.
- Hop hop, książę, wyjdź z ukrycia- zawodził Smoczyś.
- Nigdzie go nie ma, przepadł jak kamień w wodę- stwierdziła
sowa, rozkładając bezradnie skrzydła.
- W wodę? Może znów stał się żabą? – zabłysnął
pomysłem Leoś.
- Nie, to głupie, żeby ot tak zamienić się w żabę-
stwierdziła Huhatka, lekko zła, że to nie ona wpadła na ten pomysł.
Zwierzęta wróciły do miejsca, gdzie wcześniej na
kamieniu spał Filip. Jednak śladu
chłopca nie było. Leżała tylko torebka po cukierkach, już zupełnie
pusta.
- Niczego dla nas nie zostawił- rzekł ze smutkiem
Stefek, patrząc na pustą torebkę i papierki po cukierkach porozrzucane na
trawie.
- Od tego można się rozchorować- powiedział
spokojnie Leoś, zbierając śmieci pozostawione przez Filipa.
- Myślę, że przydałaby się temu księciu lekcja
porządków- zauważył Smoczyś.
- O, z pewnością. I jeszcze lekcja posłuszeństwa-
stwierdziła oburzona tym, co zobaczyła Huhatka.- Słyszałam sama, jak królowa
pozwoliła mu zjeść tylko dwa cukierki, a nie całą torebkę. Jeszcze się nam
rozchoruje ten łobuz.
Wszyscy byli zmartwieni
i zaniepokojeni, co się stało z chłopcem. Nie wiedzieli oni jednak, że w
zaroślach, nieopodal kamienia, siedziała żabka z koroną na głowie i wszystko
uważnie obserwowała. Było jej bardzo wstyd, że jej przyjaciele sprzątają
papierki po cukierkach, które zjadła. I
chociaż już chciała powrócić do swej ludzkiej postaci,( bo stwierdziła, że smok
ma dobre zamiary), lecz wstyd był tak silny, że nie chciała się pokazywać
komukolwiek.
Gdy już w lesie zrobiło się cicho, na znak, że Leoś, Huhatka i Smoczyś już poszli.
Żabisław potarł swój magiczny kamień i znów stał się chłopcem. Jednak już po
chwili tego pożałował, gdyż ni z tego ni z owego zaczął boleć go ząb. Najpierw
lekko, dał tylko znać o swoim istnieniu, potem coraz mocniej, aż wreszcie
rozbolał go na całego.
Książę Filip usiadł na kamieniu i trzymając się z
opuchnięty policzek, cicho jęczał. Ten głos usłyszała Huhatka, która ma
niezwykle wrażliwy słuch.
-Słyszycie? To głos Księcia!- zawołała.
- Czyżby zabłądził w lesie?- zastanawiał się Leoś.
- Chodźmy tędy!- zaproponował smok, który widział
najwięcej z towarzyszy.
Gdy ekipa dotarła do kamienia, zobaczyła smutny
widok. Książę Filip siedział zwinięty w kłębek i trzymał się za lewy policzek, co
chwilę stękając i pojękując.
- Oj, boli, ajajajaj….
- Nareszcie cię znaleźliśmy, książę- zawołała sowa,
która była trochę zła na chłopca, że ruszył się z miejsca i przyprawił
pozostałych przyjaciół o zmartwienia.
- Wyglądasz, jakby cię cos bolało, Filipie-
stwierdził Leoś, którego na widok chłopca ogarnął żal.
- Boli mnie ząb- wydukał chłopiec.
Sowa aż podskoczyła i już chciała powiedzieć „ A nie
mówiłam?”, gdy w ostatniej chwili ugryzła się w język. Pouczenia w takiej chwili
nie miały sensu. Trzeba było pomóc obolałemu chłopcu.
- Znam świetnego dentystę- zaczął Stefek.- Jest
zaufanym lekarzem mojej rodziny. Mogę was do niego zaprowadzić.
- Świetnie, a znasz drogę?- zapytała Huhatka.
- Tak, znam. Jego dom jest po drugiej stronie rzeki
Błętkitki.
- Ale ty nie przelecisz nad rzeką- stwierdził Leoś.
– Jak chcesz się tam dostać?
- Widziałem na rzece statek, może on mógłby nas
przewieźć na drugą stronę?
- Tak, trzeba koniecznie udać się do dentysty. A
ponieważ jesteśmy już w pobliżu Błękitki, chyba najlepiej będzie udać się do
twojego lekarza, Smoczysiu.
Nad rzeką prom, który przewoził pasażerów na drugi
brzeg, akurat był gotowy do rejsu. Na pokładzie siedziało już kilka
zwierzątek - jeż, dwie wiewiórki, rodzina borsuków. Na widok smoka wszyscy
poczuli się początkowo niepewnie, jednak gdy poznali Stefka i jego opowieść, od
razu go polubili. Niektórzy nawet poczęstowali marchewką.
Podróż przez rzekę nie trwała długo i całe
szczęście, gdyż do zęba z lewej strony doszedł jeszcze ból zęba z prawej.
- Oj, dlaczego tak boli?- jęczał coraz głośniej
książę.
Sowa znów chciała powiedzieć, że doskonale zna
przyczynę bólu, ale postanowiła nie pogrążać chorego. Dentysta wszystko mu
wyjaśni.
I rzeczywiście, lekarz, smok z krwi kości od razu
zapytał Filipa o ważną rzecz.
- Widzę mój drogi książę, że twoje zęby są bardzo
smutne. Czy dużo jesz słodyczy?
Filip zastanowił się chwilę, po czym mruknął.
- Mhm….czasem tak.
- A czy po ich zjedzeniu myjesz zęby?- ciągnął smok
dentysta.
- Nie zawsze- przyznał chłopiec.
- No widzisz, właśnie dlatego twoje zęby są smutne-
powiedział smok i zabrał się do leczenia tych najbardziej obolałych.
Za drzwiami gabinetu czekała gromadka zwierząt.
Huhatka nerwowo dreptała po korytarzu, żółw siedział na krzesełku, a Smoczyś czytał gazetkę.
Po dłuższym czasie drzwi gabinetu otworzyły się i
wyszedł z nich uśmiechnięty chłopiec w koronie.
- Już wszystko wyleczone!- zawołał radośnie. –
Zobaczcie, o !- Filip otworzył buzię, chcąc pokazać swoje wyleczone i połatane
kolorową plasteliną zęby.
-Zachowywałeś się, jak dzielny pacjent!- pochwalił Filipa smok dentysta. – A
na pamiątkę proszę przyjmijcie ode mnie drobny podarunek. Dentysta podał
gromadce przyjaciół pudełko, w którym były szczoteczki i pasta do zębów.
- Myjcie po każdym posiłku!- dodał lekarz.- I
odwiedzajcie mnie co jakiś czas. O żeby trzeba dbać.
- Dziękujemy, panie doktorze- Smoczyś podziękował za
wszystkich.
Na polanie, przed domem dentysty na smoka i księcia Filipa
czekała niespodzianka -Królowa Patrycja oraz mama Stefka-Smoczanna. Przytuliły
swoich synków, ucałowały, po czym wróciły z nimi do domu.
Zarówno Stefek, jak i książę Filip otrzymali
wyjątkową lekcję tego popołudnia. Zrozumieli, jak ważne jest to, aby o siebie
dbać i zdrowo się odżywiać.
I jeszcze, aby nie martwić swoich rodziców i
przyjaciół.
Zadania do tekstu:
Zaznacz P - prawda, F- fałsz.
1. Królowa Patrycja pozwoliła Filipowi zjeść całą torebkę cukierków. P F
2. Huhatka i Leoś poszukiwali w lesie owoców. P F
3. Zwierzęta w lesie spotkały smoka. P F
4. Leosia zabolał ząb. P F
5. Smok dentysta wyleczył zęby i dał pacjentowi podarunek. P F
6. Filip zrozumiał, że trzeba myć zęby i zdrowo się odżywiać. P F
Narysuj rysunek do wybranego fragmentu bajki. Zdjęcie prześlij na adres
bajkogrod@gmail.com
Zostanie umieszczone na blogu!
Miłej zabawy :)
Super pomysł na zaangażowanie dzieciaków w mycie zębów. Super!
OdpowiedzUsuńEkstra pomysł na włączenie czytelnika :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytam bajkę synowi, zrobimy zadania. Jestem ciekawa jego reakcji :). Bardzo ciekawa opowieść z morałem. Ostatnio był z całą klasą u dentysty mają w szkole dobrą opiekę dentystyczną. Ach :) wszystkie zęby zdrowe :).
OdpowiedzUsuńFajna zabawa. U nas w czyszczeniu zebów pomóc Tupcio Chrupcio i bajka o tym, jak jego kolega nie mył zebów i cierpiał potem z bólu.
OdpowiedzUsuńTeraz kiedy usypiałam młodszą czytałam jej na głos i chociaż ma tylko 6 miesięcy w ciszy słuchała.
OdpowiedzUsuńSwietna zabawa by zaangażować czytelnikow!
O znowu będę czytać Kornelce!
OdpowiedzUsuń